Święto amerykańskiego kina niezależnego na finiszu


10. American Film Festival kończy się 11 listopada we wrocławskim Kinie Nowe Horyzonty. Podczas niedzielnej gali wręczenia nagród poznaliśmy zwycięzców jubileuszowej edycji American Film Festival. Wyróżnione produkcje otrzymały nagrody ufundowane przez BNY Mellon.
Film Święta Frances to pełna serdecznego, inteligentnego humoru historia trzydziestolatki na życiowym zakręcie, pracującej jako opiekunka tytułowej Frances, córki pary lesbijek. Debiut Alexa Thompsona charakteryzuje się równocześnie szczerością i lekkością, a ich połączenie daje często prowokacyjny efekt. – Dziękuję Uli (Śniegowskiej – przyp. Red.), widzom i widzkom, to niezwykłe miejsce. Jestem przekonana, że tu wrócę – dziękowała Kelly O'Sullivan, scenarzystka i aktorka, odbierająca nagrodę na scenie. Twórcy dostali statuetkę i 10 tys. dolarów od BNY Mellon. 
 
Urszula Śniegowska, Marcin Pieńkowski, Ewa Carr-de Avelon
i Kelly O'Sullivan
W konkursie American Docs, w którym pokazano 13 dokumentów, zwyciężył film I Want My MTV w reżyserii Tylera Measoma i Patricka Waldropa. Reżyserzy nie mogli być na gali, ale Measom przysłał film, mówił: – Cieszę się, że w Polsce pokazano ten film na tak wspaniałym festiwalu, gdzie obejrzała go fantastyczna publiczność.
Twórcy dostali statuetkę i 5 tys. dolarów od BNY Mellon. 
I Want My MTV to najbardziej energetyczny dokument w programie tegorocznej edycji AFF. Film Measoma i Waldropa odsłania historię słynnej stacji telewizyjnej, jej rozwoju i przemian, aż do rezygnacji z wideoklipów na rzecz reality shows. Poznajemy ją dzięki relacjom założycieli MTV, prezenterów i gwiazd muzyki pop (Sting, Eurythmics, Tori Amos), a także za sprawą bogatych archiwów.
 

Tyler Measom

Jacek Sutryk, prezydent Wrocławia, obiecał wsparcie festiwalu „na następne kilka lat”. – American Film Festival i Nowe Horyzonty są mi bardzo bliskie – stwierdził. – Dziękuję Uli, Romanowi Gutkowi za wspólnie podjęte decyzje – dodał.
Wręczająca twórcom statuetki Ewa Carr-de Avelon z BNY Mellon, dziękowała publiczności. – Festiwal łączy style: amerykański, wrocławski i ludzki, ich ciekawość, otwartość i zainteresowanie światem. Nagroda od tak wspaniałej publiczności jest naprawdę wyjątkowa – mówiła.
Wręczone zostały też Indie Star Awards – nagrody dla wybitnych przedstawicieli niezależnego kina z USA. Statuetki autorstwa prof. Małgorzaty Dajewskiej z ASP trafiły do Marka Webbera, reżysera i aktora, bohatera tegorocznej retrospektywy filmowej oraz do Jaya Van Hoya, producenta m.in. American Honey i The Lighthouse.
Wszyscy tworzący ten festiwal zasługują na uznanie. To doskonałe miejsce do wymieniania się doświadczeniami, umiejętnościami, różnymi kulturami. To miejsce jest poza komercją – chwalił festiwal Jay Van Hoy.

Jay Van Hoy
 
Ubrany w dres i koszulkę Mark Webber przepraszał za swój strój. – Od paru dni po prostu mieszkam w sali nr 4 (tam odbywała się retrospektywa jego filmów) i nie miałem nawet czasu się przebrać przed galą. Dziękuję wolontariuszom, programerom, publiczności, bo czułem miłość płynącą z widowni. Dostać taką nagrodę to zachęta do dalszej pracy – mówił. I poradził młodym filmowcom: – Nie miejcie wątpliwości, nie porównujcie się do innych, po prostu idźcie i róbcie, jeśli czujecie, że tak trzeba.
W poniedziałek, 11 listopada, w Kinie Nowe Horyzonty jeszcze na 43 seansów do wyboru, w ramach American Film Festival! 
Program i aktualności: 
 

Mark Webber

ROZMOWA
O laureatach i następnej edycji rozmawiam z Urszulą Śniegowską, dyrektorką artystyczną AFF.
Jay Van Hoy, Urszula Śniegowska i Marcin Pieńkowski

Dobrze, że zostały nagrodzone filmy Święta Frances i I Want My MTV? Co spodobało się publiczności? Jaka przyszłość czeka te filmy?
W przypadku dokumentu odpowiedź jest prosta: wygrał film radosny i wypełniony świetną muzyką, nieco nostalgiczny, bo przenoszący nas w lata 80 i początki telewizji muzycznej… Film Alexa Thompsona to także propozycja daleka od dramatyzmu, lekka, przyjemna i w gruncie rzeczy, optymistyczna. Co do MTV nie jestem pewna, jakie będą jego losy, film zapewne będzie dostępny na którejś z platform cyfrowych. Frances – nie ma w Polsce jeszcze dystrybutora, mamy nadzieję, że po sukcesie u nas, ktoś zdecyduje się pokazać ten film w kinach szerszej publiczności.
Wysoka frekwencja nie zawsze odpowiada werdyktowi publiczności, bo publiczność głosuje czasem na filmy, które nie były oblegane.
Tak. W poprzednich latach często obserwowaliśmy, że wystarczy bardzo oddana grupa widzów, którzy po seansie są aktywni i zagłosują. To lepiej, niż wtedy, kiedy sala była wypełniona po brzegi, a film nie spotkał się z emocjonalnym odbiorem. Faworytami są filmy, których twórcy przyjechali do Wrocławia, więc stawiałabym na film Utracone fale Katherine O'Brien, ale też od początku „w kuluarach” słyszałam bardzo pozytywne opinie o laureacie konkursu, właśnie Świętej Frances, komedii o dojrzewaniu po dwudziestce, o dziewczynie, która nie bardzo wie, co ze sobą zrobić. Jest w ciąży, jednocześnie opiekuje się kilkulatką, która zadaje jej trudne pytania o życie. Alex Thompson, reżyser i Kelly O'Sullivan, główna bohaterka i scenarzystka są we Wrocławiu. Dokumentalistów jest w tym roku mniej we Wrocławiu, ale jest reżyser „Pahokee”, Patrick Bresnan, reżyser polskiego pochodzenia, jego film mógł bardziej przypaść do gustu publiczności, opowiada o młodzieży w małej miejscowości zagubionej wśród mokradeł parku narodowego Everglades, którzy przeżywają momenty życia przed wyjściem w dorosłość. Lub kolejny film związany z Florydą o środowisku zafascynowanym kulturą muddingu – jazdy samochodami po głębokim błocie. To biedna społeczność Ameryki klasy B, odległa od naszych wyobrażeń o amerykańskim śnie.
Wybory publiczności chyba wynikają z wieku, bo większość to młodzi ludzie.
Byłam zaskoczona, bo średnia wieku to około 20 lat, przychodzą do nas także uczniowie liceów. Filmy o młodzieży spotykają się z identyfikacją młodych. Ale na wieczorne seanse przychodzą też ludzie dużo starsi, mamy też grupę seniorów przychodzących do kina, wiem, że seans „Walki o prąd” został wykupiony. To się fajnie składa, publiczność jest różnorodna.
Festiwal ma 10 lat, mi ten wiek kojarzy się z rezolutnością.
To prawda (śmiech).
Dziesięciolatek wie już różne rzeczy.
Czy my wiemy?
Już ma za sobą trochę przykrych doświadczeń, trochę radosnych i stoi przed wyzwaniami.
Tak, wyzwaniem jest kolejne dziesięć lat. Pracujemy nad tym, żeby uczynić ten festiwal równie, a może jeszcze bardziej żywym i atrakcyjnym dla widzów. Ta edycja potwierdza, że jest ogromne zainteresowanie, wiele seansów zostało wyprzedanych. Sezon jesienny w kinach jest w tym roku bardzo silny, swoje premiery miał już choćby Joker – hit kasowy mający wysoką jakość artystyczną. Udało nam się jednak pokazać nie tylko bardzo atrakcyjne filmy, jak The Lighthouse, ale też takie, które nie wejdą do kin, na dużym ekranie są dostępne tylko u nas, jak Seberg czy Waves przywiezione prosto z festiwalu w Toronto. To premiery polskie, które prawdopodobnie, z różnych rynkowych powodów nie będą pokazywane w kinie. Festiwal spełnia więc ważną rolę, pokazując filmy z szerokiej ramy amerykańskich filmów mniej czy bardziej niezależnych, spoza tego, co wchodzi do kin. Oczywiście pokazując też najważniejsze premiery tego sezonu.
Jak festiwal jest odbierany w Stanach?
Nasi goście są często bardzo zdziwieni odbiorem ich filmów tutaj – dużą liczbą osób uczestniczących w spotkaniach, żywym kinem w czasie festiwalu. Mam więc wrażenie, że to jest trochę praca u podstaw. Kiedy jedziemy: ja lub programerzy na amerykańskie festiwale, od początku tłumaczymy, skąd jesteśmy. „Z Wrocławia, to miasto na południowym zachodzie Polski, urocze, jest tu wspaniała publiczność”. Taka wieść się rozchodzi, przez marketing szeptany. Nie mamy ogromnego budżetu, nie możemy kupić reklamy w „New York Times”, nie mamy też doświadczenia rynkowego, jak czterdziestoletni festiwal w Deauville. Mark Webber, laureat Indie Star Award, który ma tu retrospektywę, jest oszołomiony przyjęciem. Już obiecał, że pomoże w kontaktach ze swoimi przyjaciółmi – aktorami i reżyserami. Młody, kariera przed nim jest ogromna, właśnie robi wspaniały film. Jak David Gordon Green, inny nasz laureat, który pomaga w kontaktach ze swoimi znajomymi z branży. Amerykanie są zaskoczeni, że w Polsce jest festiwal celebrujący kino niezależne. Mamy też przecież osobną sekcję branżową, US in Progress Wrocław. W tym roku było 6 projektów. Wszystkie otrzymały nagrody w postaci usług postprodukcyjnych, sponsorowanych przez partnerów programu.
Masz poczucie misji?
Serio? Tak. Osobiście się wciąż uczę i rozwijam, to ogromne pole wyboru. Mam świadomość, że istnieje konkurencja wśród festiwali, a to, co możemy zaoferować, czyli nasze nagrody mają bardziej honorowa wartość, niż materialną. Nie dysponujemy bardzo wymiernymi nagrodami. Ale jestem przekonana, że publiczność i wrocławska, i polska, bardzo ten festiwal docenia. I że to ma sens.
Przyszłoroczny festiwal nie jest jeszcze gotowy?
W 1/10, bo 80 procent filmów dopiero się pojawi na festiwalach. Mogę się spodziewać, że jakiś film zobaczymy na Sundance, bo wiem, kto go przygotowuje. Mamy plany retrospektyw, wiemy w którą stronę chcemy iść z sekcjami klasyki, pracujemy nad relacjami z dystrybutorami, przekonaniem ich, że ten festiwal jest potrzebny i chciany przez publiczność.
Rozmawiała Małgorzata Matuszewska
Fot. BTW Photographers Maziarz/Rajter

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

44. Przegląd Piosenki Aktorskiej: od zachwytów po owacje

Czy dla Ciebie to jest OK? Nie, nie jest OK

Gala 44. Przeglądu Piosenki Aktorskiej: Kto będzie krzyczał, jeśli nie artyści?