Mojżesz: Wołanie i pogwarki z pustyni
Obok
„Postaci dnia” spektakl „Mojżesz” to jedna z najciekawszych
propozycji w dotychczasowej historii wrocławskiego Teatru Polskiego
– w podziemiu. Duża w tym zasługa Michała Opalińskiego,
występującego w obu produkcjach.
W
spektaklu, który absolutnie nie jest ani teatralną wersją
biblijnej opowieści o Exodusie z Egiptu do Ziemi Obiecanej, ani
biografią przywódcy Izraelitów, ani sceniczną wersją naukowej
rozprawy Zygmunta Freuda, znajdziemy samych siebie. Wciąż
poszukujących, rozgadanych (chwilami nadmiernie przegadujących),
pełnych, wyrazistych, charakternych ludzi.
Zygmunt
Freud swoją ostatnią rozprawę, napisaną przed śmiercią i przed
wybuchem II wojny światowej, poświęcił Mojżeszowi. Ale w
spektaklu nie ma Mojżesza.
Kilkoro
ludzi porusza się po scenie, rozmawiając. Bywa nawet wesoło, kiedy
słuchamy dociekań dotyczących polnych upraw, a prowadzą je
wystrojone postacie, w długich sukniach, butach na obcasach (i
kobiety, i mężczyźni). Bywa bardzo smutno. Przez cały czas jest
dociekliwie.
Ziemia
Obiecana, do której podążamy razem z innymi, niekoniecznie jest
wolnością. Oglądając „Mojżesza”, trzeba pamiętać, że
wolność od czasów patriarchy nabrała nowych sensów, obrosła
znaczeniami, często niewygodnymi, którymi trudno się zachłysnąć.
Nie da szczęścia ani głęboka psychoanaliza, ani znalezienie
logicznych podstaw, nie przyniesie go drugi człowiek, wobec którego
konfrontujemy własne wyobrażenia. Duchowy przełom, do którego
dążymy, jest raczej niekończącym się procesem, niż zamkniętym
stanem. Jest w nas potrzeba wiary, ale ta także jest bardziej
potrzebą, niż trwałym stanem człowieka.
I,
co podkreślam, nie ma Mojżesza. Ale jego brak nie sprawia, że
czujemy się bardziej zagubieni, niż (przecież i tak) zagubieni
jesteśmy. Może wcale nie potrzebujemy przywódcy, tylko szukania.
Może przywódcą siebie jest każdy sam? Przecież sami szukamy
Ziemi Obiecanej, a przywódcy tylko są, czy może raczej bywają
przewodnikami w naszym życiu.
Kameralność
spektaklu podkreśla znakomita scenografia, wypełniająca wielką
przestrzeń Piekarni. Ta przestrzeń rzeczywiście wygląda, niczym
pustynia, świetnie sprawdza się wykorzystany w niej obraz Leona
Wyczółkowskiego
„Morze w Połądze” (do zobaczenia w Muzeum Narodowym w
Krakowie) – jego widok zachwyca, zanim zacznie się przedstawienie.
A ono samo ma cichy, skromny początek. Jak ludzkie poszukiwania,
które czasem trudno dostrzec, bo nic nie zwiastuje ich ważności.
Wyszłam
z Piekarni w poczuciu, że jestem na pustyni. I że szukam. I mam
nadzieję, że o to właśnie chodzi artystom: sprawić, by widz
wyszedł z teatru poruszony.
Małgorzata
Matuszewska
Fot.
Natalia Kabanow/Teatr Polski – w podziemiu
„Mojżesz”,
reż. Tomasz
Węgorzewski, dramaturgia Magda Kupryjanowicz, scenografia
i kostiumy Dorota
Nawrot, światła,
wideo Dorota
Nawrot,
Wojciech
Sobolewski, muzyka
Teoniki
Rożynek. Występują: Agnieszka Kwietniewska, Janka Woźnicka, Anka
Kłos, Michał
Opaliński, Adam Szczyszczaj, Wojciech Ziemiański, z udziałem
Haliny Rasiakówny.
Teatr
Polski – w podziemiu, prapremiera 30 listopada 2019 w Centrum Sztuk
Performatywnych Piekarnia, ul. Księcia Witolda 62-67.
Bardzo ciekawa recenzja, koniecznie muszę zobaczyć !
OdpowiedzUsuń