Rewolucja jest w nas, ale co się z nią stało?

Kto jeszcze nie widział najnowszej premiery Wrocławskiego Teatru Współczesnego, niech szybko rezerwuje bilety na spektakle najbliższe, czyli styczniowe. „Marat/Sade” to wybitne wydarzenie – nie warto go przegapić.



Są takie przedstawienia teatralne, które żyją w pamięci widzów wiele lat po premierach. Spektaklowi Marcina Libera wróżę najlepszą przyszłość. Chwyta za gardło, zmusza do myślenia o mechanizmach rządzących światem i nami. Im dalej od sobotniej (19 listopada) premiery, tym większe jest moje przekonanie o wielkości: ról aktorskich, spektaklu jako całości.
Przejmujące, ale i dowcipne przedstawienie powstało na podstawie słynnego, napisanego w latach 60. ubiegłego wieku, dramatu Petera Weissa „Męczeństwo i śmierć Jean Paul Marata przedstawione przez zespół aktorski przytułku w Charenton pod kierownictwem Pana de Sade”. Sztuka, grana na światowych scenach, była w swojej historii doceniona. To przecież wielki, znany z precyzji Peter Brook na jej podstawie stworzył spektakl i filmowy musical.
O precyzji Brooka nie wspominam przypadkiem, bo spektakl Libera zapamiętam właśnie jako kwintesencję precyzji. Nie ma tu ani jednego niepotrzebnego słowa, ani jednego zbędnego ruchu, gestu, a nawet spojrzenia. Wszystko, wszystko – każdy element jest na swoim miejscu, mimo rewolucyjnego chaosu.
Artyści wykonali wspaniałą pracę, zgodnie z reżyserskim założeniem opowiadając o śmierci, rewolucji i teatrze.
I nie, nie jest nieważnym w świecie teatr, wielokrotnie oskarżany o niewielki wpływ na rzeczywistość. Jeśli przemienia choć jedną duszę, jest ważny i to wyjątkowo.
Taki właśnie jest teatr – aktorski zespół Charenton (w tym przedstawieniu może to polityczni więźniowie?) i właśnie taki jest, realizowany konsekwentnie od lat, teatr Marcina Libery.
W spektaklu, tworzonym przez mieszkańców przytułku na żywo przed oczami widzów, dialogują ze sobą dwie osoby: Marat (w tej roli świetny Rafał Cieluch) i Pan de Sade (Jerzy Senator nie musi udowadniać, jak wybitnym jest aktorem, którym po raz kolejny okazuje się w swoim bogatym zawodowym życiu). Marat kocha samą ideę rewolucji, Pan de Sade temu, co wyczynia ludzkość, przygląda się spokojnie (choć jego spokój niszczy dręcząca go zwyczajnie i po ludzku egzema) oraz sceptycznie. Bez delikatności także nas, widownię, reżyseruje dyrektor zakładu (Piotr Łukaszczyk).
Bardzo dobrym zabiegiem było obsadzenie wyłącznie mężczyzn, także w kobiecych rolach. Karolina Corday (Mariusz Bąkowski) zabija Marata – ku tej zjawiskowej scenie podąża spektakl od początku, drogą songów, rozważań i chęci wywołania burd, nieważne, w jakim celu, przez mieszkańców przytułku.
Wszyscy aktorzy są po prostu bardzo dobrzy. I wśród nich tylko jedna kobieta, Elżbieta Kozak. Zobaczcie Państwo sami jej znaczące bycie na scenie, nie zdradzę jego szczegółów.
Oprócz śpiewu (wykorzystano utwór Lecha Janerki), w przedstawieniu znalazły się najróżniejsze dźwięki. Na pozór uładzony aktorski zespół nagle i co rusz okazuje się grupą szaleńców. Może to szaleńcy sięgają po rewolucje?
Po co były, po co – a być może – także będą: rewolucje, przewroty, krwawe zmiany? Są żywiołem, niosącym śmierć. Czy również dobro?
Idźcie do Wrocławskiego Teatru Współczesnego, nie pożałujecie.

Małgorzata Matuszewska
Fot. Natalia Kabanow/Wrocławski Teatr Współczesny

Peter Weiss, „Marat/Sade”, przekład: Andrzej Wirth. Reżyseria: Marcin Liber, współpraca dramaturgiczna: Michał Kmiecik, scenografia, kostiumy, światło: Mirek Kaczmarek, muzyka: Tomasz Leszczyński, ruch sceniczny: Hashimotowiksa. Występują: Jerzy Senator, Rafał Cieluch, Tomasz Taranta, Mariusz Bąkowski, Dominik Smaruj, Przemysław Kozłowski, Maciej Kowalczyk, Krzysztof Boczkowski, Krzysztof Zych, Miłosz Pietruski, Tadeusz Ratuszniak, Piotr Łukaszczyk, Michał Paluch (gitara). Premiera 19 listopada 2022 we Wrocławskim Teatrze Współczesnym.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

44. Przegląd Piosenki Aktorskiej: od zachwytów po owacje

Gala 44. Przeglądu Piosenki Aktorskiej: Kto będzie krzyczał, jeśli nie artyści?

Niech się o nas dowiedzą! Wszystkiego? W życiu!