Niewiarygodna historia zła


W sobotę we Wrocławskim Teatrze Współczesnym premiera spektaklu opartego na prawdziwych zdarzeniach. Nic o tym nie wiedzieliście? Przetrzecie oczy ze zdumienia!
Rozmowa z Piotrem Łukaszczykiem, reżyserem Jutro przypłynie królowa”.

Jutro przypłynie królowa” opiera się na prawdziwej historii, przedstawionej w reportażu Macieja Wasielewskiego. Philip Zimbardo w Efekcie Lucyfera powiedział: „Jedną z najistotniejszych, a najmniej uznawanych przyczyn zła, poza głównymi sprawcami, protagonistami krzywdy, jest milczący chór, który patrzy, lecz nie widzi, który słucha, lecz nie słyszy.” Spektakl opowiada o mikroświecie stworzonym przez mężczyzn, którzy wprowadzili w swojej społeczności okrutne prawa. Wspólnota – odwrócona od ofiar – milcząco tolerowała nieludzkie praktyki swoich przywódców”. Dlaczego te słowa stały się mottem spektaklu?
Nie chodziło nam o nawiązanie do samego Zimbardo, ale właśnie o ważne słowa, które powiedział. 
 
Przypominają ewangeliczne słowa „kto ma uszy, niechaj słucha”...
Przez całe życie w obliczu zła, każdej dostrzeganej przemocy, nie potrafiłem przejść obojętnie. W spektaklu nie chcę skupiać się na analizie samego zła, ale właśnie na owym „milczącym chórze”.

Będziemy rozmawiać o wspólnocie, uznawanej za jedno z najważniejszych dóbr.
Jest dla Pitcairnańczyków głównym, jeśli nie jedynym dobrem. Przecież to, co ich spaja, to przynależność, wspólnota. Bez niej by nie istnieli. Pracując nad spektaklem, wciąż myślę o tym, że człowiek jest zwierzęciem stadnym. Nawet, jeśli szuka samotności, to przecież tylko na chwilę, żeby wrócić do wspólnoty.

Akurat ich wspólnota jawi się jako przerażająca.
Wyraźnie widać, że we wspólnocie może powstać bardzo wiele zła. Należy też pamiętać, że zło jest, czy bywa częścią nas, a opowiadana rzeczywistość nie jest czarno-biała. Zwłaszcza, jeśli pamiętamy, że ta rzeczywistość jest mikrokosmosem, jak wyspa Pitcairn na środku Pacyfiku. Tamtejsi mieszkańcy żyją na co dzień w skrajnej sytuacji, nie mają się do kogo zwrócić o pomoc, kiedy potrzebują jej bardzo szybko. Pomijam, że nie mają odnośników dla swojej sytuacji, żyją w odosobnieniu, choć znają internet. Oglądałem wywiady, w których pytano dzieci, jak sobie wyobrażają inne miasta. Dla nich ogromną liczbą jest sto, a miliona nie potrafią sobie wyobrazić. Dziennikarz zapytał rezolutną dziesięciolatkę, czy wie, co to jest Londyn. Wiedziała, ale nie umiała sobie wyobrazić współegzystencji milionów ludzi. Zaintrygowało ją przypuszczenie, że żyją w ciasnocie. Ona znała tylko swoją niedużą wyspę i nie umiała sobie wyobrazić większej przestrzeni. 
 
Gwałt na porządku dziennym, to dziś coś niewyobrażalnego...
Inspirujemy się tą historią wydarzeń, które dzieją się tam od dwustu lat. I wciąż się dzieją, znamy historię dziennikarki, która tam pojechała, robiła zdjęcia, rozmawiała z ludźmi, a potem zdała relację z potrójnego gwałtu, którego doświadczyła. Pierwszy raz, kiedy wieczorem wróciła do ciemnego pokoju, ciemnego, bo o godzinie 21 wyłącza się tam prąd i zastała nagiego mężczyznę w łóżku. Drugi mężczyzna chciał się dostać do jej pokoju, więc kazał otworzyć okno, żeby wejść, a trzeci kazał wybrać miejsce i tylko zdecydować, czy odda się mu na traktorze, czy na ziemi. 
 
To także konfrontacja naszych wyobrażeń, bo przecież do odkrycia tego, co się działo i być może wciąż dzieje na Pitcairn, o nieodkrytych, zamkniętych społecznościach myśleliśmy, że są enklawą szczęścia.
Od razu przychodzą na myśl sekty, w których dochodzi do przemocy, wykorzystywania. Pitcairnejczyk Steve Christian to prawdziwa osoba, był pierwszym burmistrzem tego brytyjskiego terytorium, został odwołany przez brytyjskiego Wysokiego Komisarza w Nowej Zelandii w związku z oskarżeniami o gwałt na nieletnich. A jest przecież człowiekiem z charyzmą, idealnie nadającym się na przywódcę. Jego osoba i społeczność, której przewodził przypomina mi mówienie o Rosji potrzebującej silnych przywódców. Pojawienie się takich ludzi to także wynik społecznej potrzeby.

Dobrze się pracuje na scenie, na której był Pan przez lata? 16 lat minęło od „Gier” Redbada Klynstry, w których zagrał Pan obrońcę Szmulika, był Pan Anglikiem w „Niskich Łąkach” i zagrał Pan wiele różnych ról.
Bardzo dobrze. Nie jestem na etacie, ale cały czas twórcy zapraszają mnie do spektakli. Jestem też wdzięczny za szansę, bo tym spektaklem debiutuję jako reżyser na scenie profesjonalnej, biorąc w pełni odpowiedzialność za przedstawienie. To spełnienie marzeń. 
 
Rozmawiała Małgorzata Matuszewska
Fot. Filip Wierzbicki

Komentarze

  1. Wstrząsająca historia, pani Małgorzato, dziękuje ze przeprowadziła Pani wywiad z tak ciekawym twórcą.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

44. Przegląd Piosenki Aktorskiej: od zachwytów po owacje

Czy dla Ciebie to jest OK? Nie, nie jest OK

Gala 44. Przeglądu Piosenki Aktorskiej: Kto będzie krzyczał, jeśli nie artyści?