Trzeba wybierać codziennie? Naprawdę?
„Czekając na barbarzyńców”, pierwsza w Polsce teatralna adaptacja thrillera politycznego noblisty Johna Maxwella Coetzeego jest bardzo męcząca. I świetna!
Właśnie po to chodzi się do teatru. Po realizacje poruszające, sprawiające, że można uruchomić myślenie nie tylko o przyjemnościach. Marek Fiedor, autor adaptacji, reżyser i scenograf tego przedstawienia we Wrocławskim Teatrze Współczesnym, zaprosił widzów do współpracy.
Spektakl zostaje w pamięci, a historia napisana wiele lat temu, okazuje się, niestety, być na czasie.
Warto wspomnieć, że Coetzee swoją opowieścią zainteresował cenzurę w RPA. Akademia Szwedzka, przyznając autorowi Nagrodę Nobla, tak uzasadniła werdykt: „Thriller polityczny, rodem z tradycji Conradowskiej, w którym prostoduszność idealisty otwiera drzwi okrucieństwu.”
Człowiek zwany Sędzią (znakomity jest Janusz Stolarski, grający we Współczesnym gościnnie) to zwyczajny, pograniczny urzędnik: dobrze wykonujący swoją pracę, zbliżający się do emerytury, korzystający z umiarem z przyjemności życia, miły człowiek. Ceniony przez sąsiadów. Dobry, choć trochę szary. I to właśnie on, tuż przed końcem zawodowego życia staje przed twardogłowym wysłannikiem Imperium (Przemysław Kozłowski). I będzie musiał wybierać.
Wzdłuż granic koczują barbarzyńcy, sytuacja się zagęszcza i staje nieprzyjemna, a ludzie zaczynają się bać. Plany wroga trzeba poznać i stawić im czoła. Imperium – tu uosobione – nie zamierza cackać się z nikim, a na pewno nie z niepełnosprawną dziewczyną (Magdalena Taranta). A to właśnie jej, jak człowiek człowiekowi, Sędzia zaofiarował prawdziwą, bezinteresowną pomoc.
Sędzia w nagle szalonym świecie czerpie trochę normalności od Siostry Miłosierdzia (Ewa Niemotko). Jednak nic ani nikt nie będzie dla niego ratunkiem. Świat naprawdę zmierza do końca, w każdym razie nie będzie trwał w znanym Sędzi kształcie. On sam znajdzie się poza społecznością, jak Obca.
Z pracy nad wydaną w 1980 roku książką powstał spektakl bardzo współczesny i odpowiadający dzisiejszym problemom. Bo przecież każdy, w każdej chwili niespokojnych czasów, może stanąć w obliczu kogoś, kto zburzy dobrze znaną rzeczywistość i każe się opowiedzieć za lub przeciw. Najgorsze, że niekoniecznie raz wystarczy powiedzieć „nie”, bo być może wyborów trzeba będzie dokonywać raz za razem, a nikt z nas nie młodnieje, tylko z wiekiem traci siły i chęć buntu.
Świetne są wszystkie role małego zespołu. Bardzo dobrze, że do roli Sędziego Marek Fiedor zaangażował aktora mniej znanego we Wrocławiu, choć w latach 80. zeszłego wieku związanego z Drugim Studiem Wrocławskim. Janusz Stolarski, w dzisiejszym Wrocławiu nieopatrzony, będący kimś na kształt świeżego podmuchu wiatru z nieco innego świata, świetnie sprawdził się jako Człowiek zwany Sędzią. Jego sumieniem, a także sumieniem nas, widzów, jest Veritas, przejmująco kreowana przez Zinę Kerste.
Akcja toczy się w dziwnym miejscu, bardzo prosto stylizowanym na świątynię. Bo każda władza, również religijna, upatruje wroga w obcym. Zza organowych piszczałek dociera oryginalna muzyka, grana przez Michała Litwińca na żywo. Te obce dźwięki zespalają się z nami wbrew nam.
Bo wbrew nam i naturze człowieka jest wpieranie mu, że powinien się bać.
Świat podzielony na imperia i dzikie kraje, z których mogą przybyć obcy i zakłócić spokój… to nasz świat.
Małgorzata Matuszewska
Fot. Filip Wierzbicki
Wrocławski Teatr Współczesny, John Maxwell Coetzee, „Czekając na barbarzyńców”, przekład Anna Mysłowska. Adaptacja, reżyseria, scenografia: Marek Fiedor. Kostiumy: Maryna Wyszomirska. Muzyka: Michał Litwiniec. Realizacja światła: Daniel Piastowski. Realizacja dźwięku: Kacper Dubicki. Realizacja wideo: Marek Hajduk. Występują: Janusz Stolarski, Przemysław Kozłowski, Magdalena Taranta, Tomasz Taranta, Dominik Smaruj, Ewa Niemotko, Zina Kerste, Michał Litwiniec. Premiera 14 grudnia 2024 r.
Komentarze
Prześlij komentarz